Cepelia – niedoszła polska IKEA

W rzeczywistości okładka wygląda bardziej elegancko. Zdjęcie ze strony NCK.

W rzeczywistości okładka wygląda bardziej elegancko. Zdjęcie ze strony NCK.

Zofia Szydłowska, założycielka Cepelii marzyła, żeby stworzyć nasz odrębny styl, odpowiednik skandynawskiego – napisał Piotr Korduba w książce „Ludowość na sprzedaż”. O tym, że się nie udało, wiemy i bez tej lektury. Zresztą, wbrew wszechobecnym lidom artykułów prasowych, itp. – o IKEIowaniu Cepelii nie ma tam wiele. Po co więc czytać „Ludowość…”? Jak zwykle, służę odpowiedzią:

Mnie zachęciła już oprawa książki – lakierowana okładka ze zdjęciem rozświetlonego pawilonu Cepelii, w czasach świetności (patrząc na barwne neony prawie zapomniałam jak skandalicznie miejsce wygląda obecnie) i grzbiet z szarego płótna. Na „wewnętrzu” okładki kolorowy pasiak i grubo tkana krata (już bez lakieru). Do tego eleganckie szycie kartek, ładny lejałcik. Jednym słowem – przynajmniej dla estety wystarczająco dużo powodów, żeby przymknąć oko na spory ciężar (zwłaszcza, jak na książkę w cienkiej oprawie) i niezbyt niską cenę – 55 zł (jak na wydawnictwo wydane przez Narodowe Centrum Kultury i Fundację Bęc Zmiana).

„Nie oceniaj książki po okładce” – zapamiętałeś ze szkoły? Już piszę o treści: książka ma lepsze i gorsze fragmenty (na początku czytało mi się ją tak sobie, potem nie mogłam się oderwać), można się z niej jednak sporo dowiedzieć. Sporo miejsca poświęcono międzywojennym korzeniom Cepelii. Dla mnie najciekawsze było jednak opisanie dyskursu specjalistów, jaki toczył się praktycznie od początku instytucjonalizacji sprzedaży ludowości. Na ile ludowe są rzeczy produkowane przez rzemieślników, ale na czyjeś  zlecenie? Czy produkcja w wielkich warsztatach nie zabija sztuki? Czy uprawniona jest ingerencja plastyków z miasta? Czy poddanie dzieł ludowych prawom popytu i podaży/ socjalistycznym planom nie zaszkodzi im bardziej niż pomoże? Czy dozwolone jest modyfikowanie wzorów, przeznaczenia, materiałów? Co z rzeczami, które powstały w wyniku tylko inspiracji sztuką ludową? Jak jest z międzyregionalnym przenikaniem się wzorów?

Zgadzam się z twierdzeniem, że „w pierwotnych warunkach nadrzędnym celem przemysłu domowego była wysoka jakość, bo przecież twórca ludowy tworzył dla siebie i swojego domu” (Alois Riegl), że wraz z industrializacja sytuacja się zmieniła. Z drugiej strony, nawet produkty fabryczne bywają piękne i solidne. Cieszę się też, że suknie dla zespołu Mazowsze szyto z tkanin cieńszych niż oryginalnie. Dawni mieszkańcy wsi nie musieli w nich przecież tańczyć na scenach rozgrzanych silnymi reflektorami. Nie uważam też, że sztuce ludowej szkodziła zmiana rozmiarów tkanin tak, żeby odpowiadały współczesnym potrzebom. Czy gdyby ich nie dostosowano, sztuka ludowa rzeczywiście by zyskała? Czy zyskaliby jej wytwórcy? Mieszkańcy miast, którzy szukali ładnych narzut na tapczany, na pewno by stracili.

Mam mieszane uczucia co do przemysłu pamiątkarskiego. O ile jestem zdecydowaną przeciwniczką tandetnej, pseudoludowej chińszczyzny, o tyle nie walczyłabym chyba z taką zaciętością, jak niektórzy z masową produkcją tanich regionalnych pamiątek, na którą często decydowali się kilkadziesiąt lat temu chłopi. Pewnie, wolałabym, żeby każdy turysta, który wypoczywa w Helu, na pamiątkę kupował obrus z haftem kaszubskim wykonany przez gospodynie z lokalnego stowarzyszenia. Domyślam się jednak, że nie tylko mnie na to nie stać. Szydłowska zaznaczała, że „ludowość nie jest dla mas”. Tylko co w takim razie z masami? Czy spisać je na straty, czy może jednak zaproponować im estetyczny, krajowy produkt, na który mogą sobie pozwolić? To chyba mniejsze zło niż odesłanie do straganu z topornym azjatyckim plastikiem?

W „Ludowości na sprzedaż” opisano wiele różnych podejść – jest to świetna inspiracja do własnych przemyśleń i dyskusji. W książce nie brakuje też ciekawostek. Można się z niej sporo dowiedzieć o specyfice gospodarki centralnie planowanej, o tym jaki wpływ na produkcję mieli kiedyś artyści, projektanci. Mankamentem jest dla mnie niewielka ilość zdjęć. Mam nadzieję, że w kolejnych publikacjach Narodowego Centrum Kultury i Bęc Zmiany będzie ich więcej – przydałyby się zwłaszcza w książce poświęconej estetyce zamieszkiwania w powojennej Polsce. Piotr Korduba zwraca uwagę, że studia na ten temat są nieliczne, mają charakter punktowy i przyczynkarski (przypis na str. 230). A temat jest arcyciekawy! Kochani Mecenasi Kultury – bierzcie się więc za przygotowanie książki na ten temat! Ja na pewno ją przeczytam! Myślę, że inni też!

PS Czytaliście już moje teksty o innych ciekawych książkach?

„Wynajęciu”

„Smakach dwudziestolecia”

„Juracie – kurorcie z niczego”

Architekturze mieszkaniowej Warszawy

Podróży na motorze

Kronikach Prusa

Reportażach z PRL-u

„Stacji Muranów”

Architekturze Romanowicza i Szymaniaka

Wielkich bazarach warszawskich

Kurortach przedwojennej Polski

Ostańcach